 |
|
Historia Gizma
Opowieśc o tym, jak sklepy nie zawsze dbają o nasze
przyszłe pociechy.
Już od jakiegoś czasu myślałam o przygarnięciu kolejnego
królisia (we dwójkę przecież raˇniej). Kiedy byłam we Wrocławiu, zajrzałam
do sklepu zoologicznego - tak z ciekawości... W pomieszczeniu z królisiami
siedział sobie wśród innych kicusiów taki jeden, maluśki, uroczy baranek
o czarnej sierści i uszkach w dół. Od razu zakochałam się w nim i poprosiłam
mojego chłopaka, żeby mi go kupił... Tak więc maluch "trafił"
do rodziny.
Dlaczego otrzymał imię Gizmo - nie wiem... Gizi szybko się "przywiązał"
do nowej rodziny i już następnego dnia kicał po kawałku pokoju, próbując
przeskoczyć 40 cm barykadę. Wyglądało to strasznie śmiesznie... Następnego
dnia mój chłopak chciał zapoznać obydwa króle, skończyło się na tym, że
Irys go pogryzł (mojego chłopaka) - myślę, że zrobił to, bo Gizi bał się
jeszcze nas, a Irys chciał go "ratować".
Po kilku godzinach, gdy wróciłam ze szkoły, także podjęłam próbę "zaprzyjaˇniania".
O dziwo Irys ani nic nie zrobił mi, ani Giziemu...
Od tej pory robili wszystko razem. Gdy Irys jadł, Gizi też, gdy próbował
zjeść stojak na kwiatka, Gizmo ruszył do pomocy....
Po 4 dniach Gizi nic nie jadł (wogóle jadł bardzo malutko, ale myślałam,
że to dlatego, że był malutki) ani nie robił kupek... skontaktowałam się
z wetem, kazał przyjechać z maluchem następnego dnia (w piątek).
Nie spałam całą noc, bo masowałam Giziemu brzusio i pilnowałam, by się
nie odwodnił... nad ranem Gizi zaczął jeść.
Podczas badania wet nie widział zatoru (podejrzewał wrzody rzołądka).
Gizi dostał 2 zastrzyki (antybiotyk i coś jeszcze, nie pamiętam co).
Po powrocie do domu, Giziemu jakby się poprawiło... potem dostał biegunki...
kolejna noc mineła na pilnowaniu Giziego i niedopuszczeniu do odwodnienia
(brzusio miał cały czas miękki).
W sobotę rano maluch wyglądał lepiej, jadł, pił, był ruchliwszy... mimo
to nadal pilnowałam i obserwowałam, czy wszystko idzie w dobrym kierunku...
Wieczorem biedactwo nagle zasłabło... łapki mu zesztywniały i leżał na
brzuszku jak żaba (nie mógł podkulić łapek pod siebie...). Brzusio nagle
zrobił się twardy i bolący...
Miałam z wetem stały kontakt, ale niestety... po paru chwilach Gizi zaczął
przeraˇliwie kwiczeć i piszczeć...a po chwili oodszedł... walczył do końca...
Następnego dnia pojechaliśmy z ciałkiem Giziego do weta, gdzie odbyła
się sekcja (zgodziłam się na nią, by dowiedzieć się co spowodowało śmierć).
Bałam się, że to wrzody (a te powodowane są przez jakieś bakcyle, które
mogłyby zarazić Irysia). Maluch miał (jak się okazało) 3 zatory: jeden
z nich szedł, drugi był w okrężnicy, a trzeci w żołądku. To ten trzeci
zator plus wzdęcie (także w żołądku) spowodowały skręt żołądka.
Zator był głównie z sieści świnek morskich (Gizi w sklepie tak był trzymany,
króliki & świnki morskie).
Gizi miał szansę, gdyby był starszy... za szybko oddano go do sprzedaży...
no i jeszcze te świnki...eh...
Wszyscy tęsknimy za Gizim (to była dziewczynka), a szczególnie Irys, który
nieustannie jej szuka... i niestety-nie znajduje...
Przykra historia, ale wiele rzeczy w życiu jest przykrych (najbardziej
bolą jednak te, kiedy to umiera członek rodziny, do której zaliczamy także
zwierzaczki). Nigdy nie zapomnimy Gizma...
Historię swojego króliczka spisała dla nas Laura_Black
(użytkowniczka forum www.forum.kroliki.com)

data powstania tej strony na Uszatej: 2 kwietnia
2003
|
|
 |