Lucek byl z nami cztery
miesiace. Scenariusz poczatkow jego pobytu widzicie na gorze: najpierw
straszliwa niechec, potem z trudem wypracowana sympatia. Sytuacja
przez caly czas wymagala wielkiej naszej czujnosci, bo, choc w zasadzie
oba kroliki nauczyly sie zyc w zgodzie, to zawsze zdarzaly sie momenty
napiecia.
Jak wiecie, Lidka jest wysterylizowana samica,
Lucek mial byc chlopcem, bo w takiej konfiguracji byla szansa na
zgode. Niestety, okazalo sie, ze Lucek jest Lucka, zawieziony do
kastracji "nagle zmienil plec" (co nie uchronilo go/ja
przed operacja).
Od tej pory wiedzielsmy, skad braly sie te trudnosci
we wzajemnych stosunkach miedzy kroliczkami: dwie samice rzadko
dobrze zyja razem, a juz te wyjatkowo dbaly o ustalanie hierarchii
miedzy soba. Na poczatku zwyciezala w walkach Lidka, gdyz byla trzy
razy ciezsza i na swoim terytorium. Potem jednak role sie odwrocily
- to Lucka tyranizowala Lidke, poniewaz Lucka byla niewysterylizowana,
miala przewage "w hormonach", z czego szybko obie zdaly
sobie sprawe.
Lucka byla prawdziwa tyranka, to Lidka zawsze
wylizywala jej uszka, nigdy odwrotnie. Lucjanka usilowala od pewnego
momentu caly czas kopulowac z Lidzia (nawet z glowa :-) )- sadzilismy,
ze jak to chlopiec, dojrzal, to mu male krolizki w glowie. Tymczasem
byla to forma okazywania dominacji, czasami tak silna, ze Lidka
cale dnie przesiadywala w tekturowej rurze, gdzie Lucka nie mogla
jej dopasc. Stad wziela sie nasza decyzja o kastracji delikwenta/sterylizacji
delikwentki :-)
Po sterylizacji Lucki walka o dominacje zaczela
sie na nowo: ledwo wydobrzala Lucjanka az rwala sie do spotkania
z Lidka, chciala od nowa utrwalic swa wladze (sytuacja hormonalna
u samic po sterylizacji normalizuje sie dosc dlugo). Z jednej strony
chciala rzadzic, z drugiej - nie byla jeszcze gotowa do podjecia
rownej walki, co Lidka doskonale jakos pojmowala. Walki byly zaciekle,
jak nigdy. Kroliczki nie tylko pozbawialy sie niegroznie klebow
siersci z pupeczek, ale skakaly sobie do oczy z zebami i pazurami,
jak dwa koguty. Lidka w kolejnych dwoch walkach zostala pogryziona
w nos do krwi (Lucka byla zwinniejsza). Chyba tym razem obie czuly,
ze musza walczyc do upadlgo o swoje.
Tyle, ze my nie moglismy na to patrzec. Sytuacja
trwala zbyt dlugo, nie bylo zadnych obiawow poprawy, cienia nadziei
na jakies "cywilizowane" zakoncznie, wiec musielismy rozdzielic
na stale oba kroliki. Lucjanka zajela calodobowo "swoja"
sypialnie, Lidzia zostala u siebie sama. Oczywiscie obie baaaaarzdzo
chcialy sie do siebie dostac, musielismy wiec ustawic podwojna linie
"zasiekow" - kratek, przez ktore musielismy przeskakiwac,
ilekroc chcielismy przejsc do sypialni i z powrotem, manewrujac
jednoczesnie drzwiami i tym, co tam sie mialo w reku akurat.
Lucjanka za powszechna zgoda powrocila do domu,
skad do nas przyszla. Przed naszym wyjazdem na wakacje zawiezlismy
ja tam, juz teraz zyje w zgodzie z mama i tata, jest zdrowa i, ponoc
wesola. Chlip chlip....
Strasznie smutno bylo nam sie z nia rozstawac, przywyklismy do jej
delikatnego tyckiego cialeczka, do jej niedotykalskiej natury, niejadkostwa
itp. Poranki w sypialni bez niej juz nie sa takie same, zwykle czytalam
rano godzinke na podlodze lezac razem z maluchem. Lidka nie potrafi
tak skakac i wywijac w biegu, jak Lucjanka. Ech, co tu duzo mowic,
cudny krolik!
Teraz sama Lidzia bez watpienia bardziej sie
nudzi. Chociaz wiekszosc dnia spedzam w tym samym, co ona, pokoju,
to jednak nie jestem krolikiem... a szkoda! Przewraca sie z konta
w kont, zzera wszystko, co na swej drodze napotka. Zdecydowanie,
to nie to samo, co dwa kroliki. Lepsze jednak, niz dwa tlukace sie
do krwi kroliki. Wlasnie w tej chwili Lidzia lezy za biurkiem z
mina "cos bym porobila, ale nie wiem, co".
Na pytanie, czy warto miec dwa kroliki zamiast
jednego, moge odpowiedziec bez wahania: WARTO!, ALE TO NIE JEST
TAKIE PROSTE !!!!

|
|