Uszata Strona - link do strony glownej

strona główna kim jest królik? zanim kupisz...
zdrowie dieta opieka FAQ apel
weterynarze Dzień Króliczków prawa zwierząt wydarzenia GALERIA Mapa Króliczych Zmysłów
o stronie
linki i literatura książka Gości
mapa strony piszą o nas... pomoc sąsiedzka

 
 
ULEPSZANIE KULUSIA I BOBINKI

Po rozpoznaniu (telefonicznym) u okolicznych weterynarzy, zdecydowałam się zapisać swoje króliczki na operacje do pani doktor Lewickiej. Postanowiłam najpierw jechać z Kulusiem. Umówiłam się na czwartek, 04 kwietnia, na godzinę 18. Przed zabiegiem bardzo się denerwowałam i, jak to się mówi, "przeżywałam" - co to będzie...

W środę wieczorem Kuluś dostał kolację, ale przed pójściem spać (około 22) zabrałam mu już miseczkę z niezjedzoną resztką pokarmu. Rano mnie nieco zmartwił, bo zrobił dużo mniej bobków, niż zwykle. Chyba coś przeczuwał ;)
Ale zachowanie miał w normie, kicał, brzuszek też ok. Jadł sobie sianko, dałam mu soku (oczywiście bez cukru) i po południu zasypał nas bobkami ;) Pani doktor poleciła odstawić konkretniejsze jedzenie (oczywiście oprócz sianka) na kilkanaście godzin przed zabiegiem, żeby króliczkowym jelitkom łatwiej było wrócić do normalnej pracy po zabiegu. Aha, pietruszki jeszcze odrobinkę dostał. No i wikliny trochę zdążył obgryˇć, no ale to prawie jak sianko ;)

Popołudniu wysprzątałam mu klatkę, przygotowałam transporterek i kocyki, po 17 nalałam gorącej wody do termoforka i o 17.30 pojechaliśmy do lecznicy na ul. Radockiego, tuż przed umówioną 18 byliśmy na miejscu. Pani doktor obejrzała króliczka. Jest wprawdzie nieduży (dzień przed zabiegiem go ważyłam - 1150g), i młodziutki (ma około 4 i pół miesiąca), ale pani doktor powiedziała, że to nie jest istotne - istotne jest, że zachowuje się już jak facet i ma wyraˇnie wyrośnięte jajeczka. Niektórzy weterynarze mówili mi, że trzeba by do 7 miesiąca poczekać, albo żeby chociaż jeszcze urósł... A Kuluś, tak nawiasem mówiąc, od tamtej pory nie urósł prawie wcale, jego waga cały czas utrzymuje się w okolicach 1200 gramów. Przeprowadziła jeszcze ze mną wywiad na temat Kulusia i dostał 2 zastrzyki. Głaskałam go, bardzo szybko, chyba już po 2 minutkach, zrobił się taki cały "miękki" (zazwyczaj trwa to podobno do 6 minut). Mięśnie miał zupełnie luˇne, ale oczy otwarte. Jeszcze dokładny przegląd pazurków i ząbków przy okazji, i zostawiłam Kulusia na sali (zostały 3 osoby - pani doktor, lekarz z tej lecznicy i asystentka). W poczekalni ułożyłam w transporterku termofor w polarowych kocykach, i już o 18.15 zawołali mnie z powrotem! Pani pokazała mi co zostało wycięte z Kulusia (obok tylko kropelka krwi), pokazała szewki (założyła 2 małe rozpuszczalne), i śmiesznie wyglądało, że królik miał całe podbrzusze, wokół miejsca operacji, pokolorowane srebrnym sprayem. Położyła Kulusia na termoforku - jego miękkie ciałko było rozciągnięte jak królicza tusza w sklepie mięsnym, więc ledwo się do tego transportera zmieścił na długość! Na Kulusia kocyk (poleciła, żeby go za bardzo nie ściskać - raczej taki namiocik ułożyłam). Dostał oczywiście też środki przeciwbólowe. Podobno niektóre króliczki dostają jeszcze jakieś leki do zastosowania w domu, ale pani doktor powiedziała, że to co dostał, powinno mu wystarczyć. Dostałam też od niej numer telefonu komórkowego - powiedziała, że gdyby się coś działo niepokojącego, to mogę dzwonić. To też mnie dodatkowo uspokoiło. A Kuluś wyglądał jak wypchany królik, jak jakaś skóra do położenia przed kominek (te otwarte oczy!). O skubanie szwów kazała się nie martwić - jak wyskubie, to trudno. Zapłaciłam 70zł.

Pojechaliśmy do domu, położyłam się z nim na łóżku (Kuluś cały czas na termoforku owiniętym w polarowy szalik). I dokładnie tak, jak pani doktor powiedziała - po równej godzince ruszył się pierwszy raz, zaczął się trząść, a serducho mu biło w tempie oszałamiającym. Co kilka minut jakby próbował zeskoczyć, ale w połowie skoku słabł i jak pijany staczał się na bok. Nie wiem, czy mu za ciepło na tym termoforku nie było. Zsiusiał się, i już po ponad godzince po zabiegu nie był taki miękki (podkurczone łapki). Po 20 następnych minutach miał już postawione uszka, bardziej siedział niż leżał, już nie na termoforku (tylko obok mnie, pod kołderką). Podałam mu wodę pod pyszczek, chętnie się napił.

Leżeliśmy tak prawie do 22 - zaczął się robić bardziej ruchliwy. Nie chciał już ze mną leżeć, wskoczył na swoją ulubioną skrzynię, wcale nie wyglądał na obolałego. Dostał sianko, poskubał trochę, i przedrzemał całą noc na tej skrzyni. Kilka razy w nocy podawałam mu tam wodę. Rano, jak gdyby nigdy nic, zaczął przed 6 kicać (chociaż chyba trochę powolniej niż zwykle), dostał normalne śniadanko, zrobił ładne bobki. Tak więc wszystko poszło OK. A Kuluś już od dawna nie pamięta o operacji. Czy jego zachowanie się zmieniło - trochę tak, bo w ogóle teraz już nie znaczy terenu, nawet ocieranie bródką robi bardzo, bardzo rzadko. Poziom agresji jednak chyba pozostał mu na takim poziomie, jak przed zabiegiem - tzn. nie atakuje nikogo, ale jest po prostu uparty i niezależny, i jak mu się coś nie podoba, to potrafi się wyrwać czy ugryˇć.

2 tygodnie póˇniej przyszedł czas na Bobinkę. Bobinka jest już ponad 2 letnią króliczką i przed zabiegiem ważyła około 1,7-1,8 kg. Operacja była umówiona również u pani doktor Lewickiej, w klinice w Katowicach. Dobrze przygotowane, tak jak do poprzedniego zabiegu, pojechałyśmy do lecznicy na 18. Zabieg z przyczyn obiektywnych się opóˇnił, Bobinia dostała pierwszy zastrzyk o 18.15. Pani doktor przy oględzinach zwróciła uwagę, że Bobi ma nadzwyczaj wyraˇnie zaznaczone sutki, co może świadczyć o hiper - estrogenizacji - nie wiem, czy dobrze to napisałam, w każdym razie chodzi o to, że ma nadmiar "kobiecych" hormonów estrogenów. I mogą być w brzuszku niespodzianki... Zwróciła też uwagę na to, że pomimo szczupłego tułowia, ma sporą "poduchę" pod szyją. Chociaż tyle, że ząbki oceniła na 5

Operacja się przedłużała, a ja czekałam w poczekalni. Pani doktor poprosiła mnie, jak już było po wszystkim, a królinka była umyta. Pokazywała mi dokładnie, co zostało wycięte i co tam jest. Szczerze mówiąc, trochę mnie dreszcze przeszły, jak patrzałam, jak rozcina nożyczkami flaczki mojej królinki... Otóż okazało się, że w brzuszku Bobinki były następujące rzeczy (piszę z pamięci, więc możliwe, że coś mogłam pokręcić!): cysty na jajnikach, ropomacicze, jeden zwapniały pęcherzyk, następny znaleziony był taki, co już zszedł, więc albo ten łobuz Kuluś zdążył ją pokryć, alo mogło to być też wynikiem tego nadmiaru hormonów. Było też podejrzenie o martwy płód w macicy, ale tego nie znaleˇli. Pani doktor powiedziała, że prawdopodobnie za jakiś czas zaczęły by się jakieś wydzieliny, i wtedy, jeśli tylko lekarz zrobiłby królince USG, to to USG na pewno by i tak wskazało na konieczność operacji. Tak więc dobrze, że się zdecydowaliśmy.

Wracając do Kulusia. Był taki moment, dobre kilka tygodni wcześniej, kiedy Kuluś wskoczył na Bobinkę, ale natychmiast je rozdzieliliśmy. Ale pani doktor powiedziała, że to nawet moment mógł wystarczyć...
Bobinka to tak za bardzo oznak nadmiaru tych kobiecych hormonów nie okazywała - nie robiła gniazda (oprócz jednego razu, jak miała około 6 miesięcy), nie wyrywała sobie sierści, tylko czasem troszkę jakby sobie norkę próbowała wykopać. No ale tak sobie myślę, że obecność Kulusia ją mogła tak pobudzić.
Dopiero o 19.30 wyruszyliśmy w podróż do domu. Królinka miała założony na wszelki wypadek opatrunek. Dostała też więcej leków, m.in. antybiotyk. No, w końcu u Kulusia to był tylko zabieg, a u Bobinki prawdziwa operacja. Miałam przygotowaną dużą torbę podróżną, bo transporterek jest nieco za krótki na takiego miękkiego, rozciągniętego króliczka. Wyściełałam tą torbę polarem i termofor oczywiście też był. A w ogóle z tego wszystkiego to wyszłam z kliniki nie płacąc, przypomniało mi się jak już zapinałam pasy w samochodzie;) Zapłaciłam 100zł.

Bobinka inaczej się wybudzała niż Kuluś. Przede wszystkim, dużo póˇniej. Nie było tego etapu trzęsienia się. Powolutku, najpierw zaczynała poruszać noskiem i zamykać oczka, potem się kilka razy "rzuciła", a potem już leżała cały wieczór spokojnie. Jak już łepek i uszka utrzymywała czujnie, uspokoiłam się. Oczywiście się zsiusiała pod siebie, wycierałam jej pod ogonkiem. Troszkę krwi było w tych siśkach, ale pani doktor powiedziała, że odrobinka może być. Noc już spędziła na swoim kocyku, nie za bardzo dała się przytulić czy przykryć. Kilka razy podsuwałam jej miseczkę z wodą, odrobinkę się napiła, tak troszkę więcej, to dopiero rano łyknęła. Na jedzenie nie reagowała wcale, nawet na dˇwięk cmokania (tak ją zawsze przywołujemy na posiłki i przysmaki).

Rano w piątek miała jeszcze troszkę dreszczy, staraliśmy się ją wygrzewać, leżąc z nią w łóżku pod kołdrą. Pani doktor mówiła, że takie trzęsienie się w następnym dniu, to może być raczej kwestia stresu niż zimna. Poza tym trzeba było jej zdjąć ten opatrunek, bo jakoś nieszczęśliwie tak siuśnęła, chyba w nocy, że jej z boku ten opatrunek podsiąknął. Założyliśmy jej opatrunek własnej roboty, czyli podpaska always (cienka, z mikrootworkami, na noc), sklejona na grzbiecie papierową taśmą. Chętnie piła, kiedy jej podstawialiśmy miseczkę pod pyszczek, ale apetytu nie miała nadal wcale, rano przekąsiła ˇdˇbło sianka, zrobiła 5 bobków, i w sumie cały dzień przeleżała, dopiero około 18, czyli prawie 24 godziny po zabiegu, skusiła się na małą kolację.

W sobotę rano zaczęła robić bobki, więcej, ale bardzo nieładne, jakby wymieszane z biegunką, ale to tylko rano, potem już normalne. Śniadanko też normalnie już zjadła. Troszkę kicała, chociaż wyraˇnie spokojniej. 2 dni po operacji doszła w miarę do siebie, tzn. kicała sobie, miała już apetyt i robiła ładne bobki. Tylko ten opatrunek... niestety, króliczka po zdjęciu w sobotę opatrunku "na próbę", tak intensywnie się na brzuchu czyściła, że bałam się, że jednak coś z tymi szwami może zrobić. Tak więc nadal chodziła w opatrunku, ale pocieszałam się, że nie widać, żeby jej to przeszkadzało. Opatrunek kilka razy był zmieniany. Rana była suchutka, tylko na samym początku miała tam dosłownie kroplę wysięku. Po tygodniu zdjęliśmy opatrunek i pojechaliśmy do pani doktor na kontrolę. Wszystko okazało się być w porządku, pani doktor zdjęła resztę szwów. Zachowanie Bobinki właściwie się nie zmieniło, ale też nie było w tym zachowaniu niczego, co chcielibyśmy wyeliminować. (Z siusianiem do kuwetek oba króliczki też nie miały problemów). Jest bardzo grzeczną króliczką, czasami troszkę nerwową. Nie utyła po operacji, wprost przeciwnie, lekko schudła, ostatnie ważenie wykazało 1,6kg. (niezbyt precyzyjne - Bobinka nie da się posadzić na wadze kuchennej, więc ważymy ją w tej sposób, że ważę się na wadze łazienkowej - najpierw z nią, a potem bez niej). Rana się pięknie zagoiła, a futerko szybko odrosło.

pozdrawiam

Shisha

Ps. Obejrzyj zdjęcia Bobinki i Kulusia w Uszatej Galerii

top

data powstania tej strony na Uszatej: jeden z pierwszych artykułów
data ostatniej aktualizacji: 4 czerwca 2003

 

strona główna | kim jest królik? | zanim kupisz... | zdrowie | dieta | opieka | FAQ | apel | weterynarze | Dzień Króliczków
prawa zwierząt | wydarzenia | GALERIA | Mapa Króliczych Zmysłów | o stronie | linki i literatura | książka Gości
mapa strony | piszą o nas... | pomoc sąsiedzka | webmaster

Copyright 2000-2007,
Anna Marczewska www.uszata.com